Citatio.pl

Wpisy z tagiem "św Remigiusz z Reims":

2020-11-06

Św. Leonarda, Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 556.

(Żywot jego wyjęty jest z dzieł Suryusza.)

Święty Leonard, który przyszedł na świat przy końcu piątego wieku, był rodem z Francyi. Należał do jednéj ze znakomitszych tego kraju rodzin. Sam król Klodoweusz, podówczas panujący, trzymał go do Chrztu, a święty Remigi główny Apostoł Franków, udzielił mu ten Sakrament, a potém wziął do siebie na wychowanie. Ojciec chciał go umieścić na dworze królewskim, gdzie mógł spodziewać się świetnego zawodu mając sobie zapewnione szczególne łaski Klodoweusza; lecz święty Leonard, młodym jeszcze będąc, postanowił świat opuścić i osiąść na puszczy. Nie zaraz to jednak uczynił, gdyż święty Remigi, oceniając jego wysoką świętobliwość i niepospolite wykształcenie w naukach a przytém i rzadki dar wymowy, zatrzymał go przez pewien czas przy sobie, i używał do głoszenia słowa Bożego. Czynił to nasz Święty z wielkim dla dusz pożytkiem, nauczojąc w sposób najzrozumialszy dla prostych umysłów; a że nauki jego poparte były życiem wysokiéj świątobliwości, obfite z nich zbierał owoce, wielu grzeszników wyrywał od zguby ich duszy i znaczną liczbę pogan nawrócił. Wtedy już także zasłynął i licznemi cudami, a wszystko rozniosło imię jego po całym kraju.

Król Klodoweusz, chcąc i sam słuchać jego kazań, i panów dwór jego składających do togo nakłonić, sprowadził go do siebie i pragnął na dworze swoim zatrzymać, aby go co prędzéj zrobić Biskupem. Święty Leonard po ukończeniu kazań które tam miewał, dowiedziawszy się jakie względem niego miał król zamiary, prosił go aby mu pozwolił wydalić się z dworu, a gdy Klodoweusz chciał go koniecznie czém wynagrodzić, Leonard prosił aby mu pozwolił zwiedzić wszystkich trzymanych po więzieniach, a potém uwolnił tych których on znajdzie tego godnymi. Klodoweusz zgodził się na to, a Święty przywiódłszy do najszczerszéj kruchy wielu uwięzionych, otrzymał ich uwolnienie, i potém jak to niżéj obaczymy, stał się szczególnym Patronem, wszystkich będących w kajdanach.

Opuściwszy dwór królewski, sługa Boży przebiegał różne miasta i wioski, wszędzie, niezmiernym pożytkiem ludów głosząc prawdy święte. W mieście Orleanie zatrzymał się w tym celu najdłużej, a gdy spostrzegł iż sława jego coraz się więcéj rozszerza i coraz większą czcią otaczają go wszyscy, umyślił doprowadzić już do skutku swój dawny zamiar udania się na puszczę. Poszedł więc na samotne miejsce, przybierając sobie dwóch tylko towarzyszów równie jak on pragnących wieść życie pustelnicze: a tymi byli, brat jego Lufard, który go nigdy nie odstępował we wszystkich jego apostolskich wycieczkach, i pewien świątobliwy samotnik nazwiskiem Maksymian, który już od niejakiego czasu ten rodzaj życia, w okolicach Orleanu prowadził. Wprzód jednak, aby się wyćwiczyć w sposobie życia doskonałych pustelników, wraz ze swoimi towarzyszami przepędził pewien czas pod przewodnictwem duchowném świętego Mesmina, biegłego mistrza w zawodzie życia pokutnego.

Gdy u niego zastawał wraz z Lufardem bratem swoim rodzonym i Maksyminem, święty Leonard odebrał od Pana Boga natchnienie, aby się ma inną puszczę przeniósł. Skłaniało go do tego i to głównie, że na téj gdzie dotąd przebywał, zbyt często przerywali mu samotność udzie, wiedzący o miejscu jego pobytu. Sławą bowiem jego Świątobliwości i darem czynienia cudów pociągnieni, schodzili się do niego tłumnie, jużto po radę w rzeczch tyczących się sumienia, już dla polecania się jego modlitwom, albo doznania cudownych uzdrowień, gdy bylito chorzy. Święty tedy oświadczył bratu zamiar przeniesienia się na inne miejsce, gdzieby lepiéj mógł się ukryć przed światem; lecz ten prosił go aby mu pozwolił pozostać na dawném miejscu. Kosztowało wiele Leonarda rozstanie się z bratem którego bardzo kochał, i z którym już od lat wiele nierozdzielnie służył Panu Bogu, lecz że widział iż było wolą Bożą aby się téj pociechy wyrzekł, uczynił to bez wahania się, i uściskawszy się z Lufardem, pozostawił go w chatce pustelniczéj w któréj razem dotąd mieszkali, a sam puścił się ku Akwitanii, gdzie wiedział że były podówczas dzikie, gęste i nieprzystępne prawie lasy.

W téj pielgrzymce, przybywszy do miasta Burżu (Bourges), zastał tam jeszcze zaczną część mieszkańców pogrążoną w pogaństwie. Zdjęty wielką litością nad stanem dusz tych biednych ludi, zatrzymał się w tém mieście przez czas pewien, a kazaniami swojemi, popartemi wielkiemi cudami które dał mu Pan Bóg i tam czynić, wytępił resztki bałwochwalstwa. W mieście tém wielu ślepym wzrok przywrócił, słuch głuchym, chromych i różnemi chorobami dotkniętych uzdrowił, tak, że prawie każdy kto się do niego udał, cudownie uleczonym został.

W chwili gdy i tu znowu sława jego jako wielkiego Apostoła i wielkiego cudotworcy, zaczęła ściągać a niego cześć powszechną, święty Leonard, wyszedł z miasta potajemnie, i doszedłszy do wielkich lasów w okolicach miasta Limonżu (Limonges), daleko w głąb ich zapuścił się, i osiadł w puszczy zwanéj Powę, (Pauvin), na któréj wybudowawszy ubogą chatkę pustelniczą, spędził całe lat dwadzieścia, niewykryty przez ludzi, chociaż go pilnie szukali, a cały zatopiony w życiu bogomyślném, oddając się najostrzejszéj pokucie.

Lecz po upływie tego czasu, znowu samotność Leonarda przerwaną została. Król wraz z żoną, przybyli na wielkie łowy do lasów w których była pustelnia tego sługi Bożego. Zdarzyło się, że królowa która była brzemienną, tak nagle tam zachorowała, że nie było żadnéj nadziei uratowania życia ani jéj saméj ani dziecięcia, które niespodziewanie wydawała na świat. Dworzanie rozbiegłszy się po całéj puszczy aby szukać schronienia dla choréj swojéj pani, spotkali wypadkiem Leonarda, którego poznawszy, przyprowadzili do królowéj. Święty pomodlił się nad nią, i w tejże chwili najszczęśliwiéj wydała na świat syna. Król wywdzięczając się za to, dawał mu w darze wszystkie złote i srebrne naczynia stołowe, jakie wtedy miał przy sobie; lecz Leonard prosił go aby je rozdał ubogim i polecił im aby podziękowali Bogu, za wyrządzoną, łaskę królowéj. Przyjął tylko od Klodoweusza w darze część lasu w którym mieszkał, mając zamiar wybudować tam klasztor. Z początku osiadł na tym miejscu z dwoma tylko towarzyszami, i na wierzchu jednéj z gór najwyższych wybudował kaplicę na cześć Matki Bożéj wezwaniem Przenajświętszéj Panny pod drzewami. Wkrótce, zwiększyła się liczba jego uczniów, i stanął tam ubogi lecz obszerny klasztor. Razu pewnego bracia jego zakonni uskarżali się że daleko chodzić muszą po wodę; Święty pomodlił się, i w tejże chwili obok klasztoru wytrysnęło źródło wody, do téj pory płynące.

Tymczasem ludzie zwiedziawszy się o miejscu jego pobytu, znowu tłumnie nawiedzać go zaczęli. Zasłynął wtedy szczególnie cudowną swoją opieką nad więźniami. Zdarzało się bowiem że w najodleglejszych od jego puszczy miejscach, gdy jaki więzień, a zwłaszcza niewinnie uwięziony, wezwał jego pomocy, kajdany cudownie z niego opadały, i również cudownie wychodził on z więzienia, pomimo najściślejszego zamknięcia i czujnéj straży. Wielu takich przybywało do Leonarda na puszczę, przynosząc i składając u nóg jego kajdany, z których wyzwoleni zostali wzywając jego imienia.

Gdy o tém wszystkiém doszła wieść do jego krewnych spragnionych oddawna aby odkryć miejsce jego pobytu, siedem całych rodzin bliżéj z nim spokrewnionych przybyło do jego klasztoru, z zamiarem osiedlenia się na puszczy: „Ja chciałem ukryć się i przed obcymi, rzekł ujrzawszy ich Leonard, a oto i wy mnie aż tu gonicie. Chyba chcecie podobną drogą jaką ja obrałem, dostać się do Nieba?” „Chcemy tego, odpowiedzieli mu wszyscy, i potośmy tu przybyli, wyrzekając się wszelkich naszych posiadłości. Wskaż nam drogę zbawienia, naucz doskonale służyć Bogu.” Uradowany tém święty Leonard, utwierdził ich w tych świętych postanowieniach, wziął pod swoje przewodnictwo duchowne i porozsadzał w siedmiu częściach lasów które należały do klasztoru, aby pola w nich będące uprawiali i z tego żywili siebie i ubogich okolicznych, a obok tego przepisał im różne ćwiczenia bogomyślne, na które o ile możności schodzili się razem.

Długo jeszcze potém żył, coraz liczniejszemi cudami słynąc, a coraz ostrzejszą pokutą wszystkich zadziwiając. Nakoniec, doczekawszy bardzo podeszłego wieku, pełen cnót i zasług zasnął błogo w Panu, dnia 6-go Listopada roku 566.

Po śmierci również skutecznym patronem więźniów okazał się, jak nim był za życia. Pomiędzy licznemi tego przykładami Suryusz opisuje następujący: W mieście Limożu został wtrącony do więzienia człowiek niewinny, wielkie przez całe życie do świętego Leonarda mający nabożeństwo. Włożono mu na ręce tak ciężkie kajdany a silnie okute, że dwóch ludzi ledwie unieść je mogło. Przygnieciony ich ciężarem, tak, że już od tego samego mógł prędko umrzeć, więzień ten wezwał świętego Leonarda, przypominając mu że go zawsze miał w czci szczególnéj. Święty mu się objawił, zdjął z niego kajdany, kazał mu je wziąść i iść za sobą. Więzień to uczynił: kajdany, których sądził że nie udźwignie, znalazł tak lekkie jak pióro, i wyszedł z więzienia w ślad za Świętym, który zaprowadziwszy go do swojego kościoła wtedy w Limożu wybudowanego, zniknął.

Pożytek duchowny

Wszak wielce byłbyś uradowany, gdybyś trzymany w ciężkiém więzieniu, za opieką świętego Leonarda, który wielu więźniów cudownie wyzwolił, został z niego uwolniony. Lecz jeżeli broń Boże, dusza twoja jęczy w kajdanach grzechu, czyż nie potrzebniejsze ci tém bardziéj, pośrednictwo tego wielkiego Patrona uwięzionych? Jeśli więc tak jest, uciekaj się do niego, a proś serdecznie aby cię wstawieniem się swojém, od téj niewoli szatańskiéj wyratował co prędzéj.

Modlitwa

Boże! któryś świętemu Leonardowi, cudowną moc wyzwolenia z kajdan więźniów udzielił; za jego pośrednictwem i przez jego zasługi prosimy Cię, z więzów grzechów naszych racz nas wybawić, i od niewoli szatańskiéj, zachowaj nas na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 952–954.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 886

„Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy stroskani jesteście, a Ja was pokrzepię” — mówi Pan Jezus (Mat. 11, 28). Jak szczerze o to Zbawicielowi chodziło, świadczy św. Leonard, który przez całe życie troszczył się i opiekował tymi, o których nikt nie dba, tj. więźniami i skazańcami. Naśladujmy go w tej mierze i pamiętajmy o więźniach, mając na oku ich nędzę. Pozbawieni praw, okryci hańba, z dala od rodziny wiodą smutny żywot w wstrętnym i zepsutym otoczeniu. Więzienia mają nie tylko karać zbrodnie i zadośćczynić pogwałconemu prawu i sprawiedliwości, ale także poprawić występnego i poprawionego oddać społeczeństwu. Jakże jednak rzadko spełniają ten cel. Ileż to przeszkód staje na zawadzie miłosierdziu Bożemu, którego głos nie dochodzi serca grzesznika? Częstokroć dozorcy wiezienia są tylko maszynami w reku rządu, i dbają jedynie o chleb i pensję. Ileż to razy nie ma kapłan przystępu do więźniów, ileż razy więźniowie odpychają jego pociechę, pomoc i naukę! Więzienia są nieraz szkołami zbrodni, w których młodzi przestępcy gromadzą się około osiwiałych zbrodniarzy, uczą się od nich ostrożności, chytrości, przebiegłości i zemsty na swych oskarżycielach. A przecież i ci przestępcy i winowajcy są naszymi braćmi, wszakże i za nich cierpiał Zbawiciel na krzyżu, czyż więc nie zasługują na naszą litość?

Zważajmy też na skuteczność swej pomocy. Skazanym przestępcom najbardziej potrzeba łaski Bożej, aby poznali cały ciężar swego grzechu, wzbudzili w sobie szczery żal, poznali bezmiar miłosierdzia Bożego, które na nich nakłada lżejszą i doczesną tylko karę, aby ich ochronić od wiekuistej. Tę łaskę można im wyjednać modlitwą, ofiarą Mszy świętej, budzeniem w nich żalu, jałmużną itp. Obmyślić też należy więźniom pracę i zarobek, gdy odbędą karę, i chronić ich od towarzystwa złych, aby nie popadli w dawne występki. I tu jest obszerne pole do błogiej działalności dla tych, co tchną szczerą miłością bliźniego. Jakże im błogo będzie, gdy ktoś odezwie się do nich słowami Mateusza świętego: „Uwieziony byłem, a ty mnie oswobodziłeś” (Mat. 25, 36).

Tags: św Leonard „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik św Remigiusz z Reims więzienie
2020-10-01

Św. Remiego, Arcybiskupa Remińskiego

Żył około roku Pańskiego 545.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Turoneńskiego.)

Święty Remigi przyszedł na świat przy końcu piątego wieku we Francyi, z ojca Emila udzielnego hrabiego na Leonie, i matki Cylinii którą Kościoł w poczet Świętych zaliczył. Małżonkowie ci podeszłego doszedłszy wieku a niemając potomstwa, stracili już byli nadzieję aby Pan Bóg raczył ich w tém pocieszyć.

Podówczas Francya w opłakanym była stanie, tak z powodu nieładu jaki panował wewnątrz, jak i niebezpieczeństw jéj grożących od zewnętrznych nieprzyjaciół ale co najsmutniejsza, większa część narodu była pogrążona w pogaństwie, i sam król był poganinem.

Na miejscu bardzo ustronném mieszkał wiolkiéj Świątobliwości pustelnik, nazwiskiem Montan, któremu gdy razu pewnego gorąco się modlił za kraj swój, Pan Bóg objawił że wysłuchał modlitwy jego, i że Emil i Cylinia będą mieli syna, który całe państwo nawróci do wiary świętéj i wyratuje od zguby, a on sam Montan który był ślepym, przy urodzeniu zapowiedzianego dziecięcia wzrok odzyska, co wszystko wiernie się spełniło. Święta Cylinia powiła syna, który od kolebki wychowywany pod okiem świątobliwéj matki, coraz wyższéj pobożności przedstawiał oznaki, a skoro do lat młodzieńczych doszedł, uchodząc przed niebezpieczeństwem grożącém każdéj duszy w życiu światowém, udał się na puszczę, mając zaledwie lat piętnaście. Tam oddany najostrzejszéj pokucie, udarowany łaskami wysokiéj bogomyślności, takiemi zajaśniał cnotami, że po śmierci Gennnada Arcybiskupa Remińskiego lud i duchowieństwo jednogłośnie jego na tę stolicę pasterską wyniosło, chociaż miał dopiéro lat dwadzieścia. Gdy wymawiał się od tego Remigi, a lud tłumnie go otaczał w kościele błagając aby przyjął Arcybiskupstwo, światłość zstąpiła na jego głowę, co i on sam ujrzawszy nie opierał się dłużéj, upatrując w tym cudzie objaw woli Bożéj.

Jakoż, objąwszy tę godność, dowiódł on niezwłocznie że go sam Duch Święty na nią powołał: niezmordowany w gorliwości o dobro dusz mu powierzonych, ojciec ubogich, wdów i sierot, przebiegał ciągle swoję dycezyą, głosząc słowo Boże i sprawując Sakramenta święte. Wszędzie poznosił pojawiające się nadużycia, i wielką liczbę dusz w pogaństwie jeszcze pogrążonych ma łono Kościoła przywrócił. Powstawał szczególnie przeciw niewierności małżeńskiéj, co było grzechem upowszechnionym podówczas w jego dyecezyi, gdzie obyczaje pogańskie jeszcze zgubny wpływ swój wywierały. Wkrótce téż nietylko wykorzenił tę zbrodnię, lecz i ducha pobożności w wiernych jego pieczy powierzonych rozżywił.

Obok wysokiéj świątobliwości jaką przyświecał na swojéj stolicy, obdarzonym był od Pana Boga i łaską czynienia cudów, z czego tak słynął, że wielki święty Benedykt założyciel zakonów na Zachodzie, żyjący za jego czasów, do niego odsyłał opętanych aby ich uzdrawiał. Zdarzyło się że gdy razu pewnego tenże Święty przysłał do niego nieszczęśliwą dziewicę w tym stanie będącą, Remigi przez pokorę nie chciał przystąpić do jéj egzorcyzmowania, mówiąc że kiedy tak wielki sługa Boży jak Benedykt napróżno to czynił, więc i on nie będzie miał mocy wygnać z niej szatana. Lecz na prośby rodziców opętanéj pomodlił się nad nią, i wnet od złego ducha ją wyzwolił. Co większa, gdy taż dziewica wkrótce potém umarła, wskrzesił ją w obecności licznie zgromadzonego ludu. W mieście Rejms powstał razu pewnego wielki pożar, który zniszczył już był trzecią część miasta, i resztę niechybnie miał ogarnąć, gdy doniesiono o tém Arcybiskupowi. Ten niezwłocznie udał się na modlitwę do kościoła świętego Nikazego Męczennika, dawnego Arcybiskupa Remińskiego, a po chwili zawoławszy: „O! Boże wysłuchaj mojéj prosby” pośpieszył na miejsco gdzie największy był ogień. Przybywszy tam przeżegnał płomienie, które w tejże chwili zaczęły opadać i uchodzić przed nim w miarę jak ścigając ja ciągle je żegnał, aż zebrawszy się jakby w kulę ognistą wyszły za bramy miasta na puste pole i zniknęły.

Miał sobie objawioném że ciężki głód spotka kraj cały. Nagromadził przeto wiele zboża do śpichlerzy, aby je mieć w zapasie. Niegodziwi ludzio podłożyli pod składy te ogień, który je zniszczył. Radzono Arcybiskupowi aby domagał się wykrycia i ukarania zbrodniarzy. Nie chciał tego uczynić, mówiąc iż sam Bóg zeszle na nich karę. Jakoż, nędznicy ci podpadli ciężkiéj chorobie głowy która przeszła w ich całe pokolenie, a niewiasty dostały rozdęcia gardła podobnego do woli, którą są dotknięte kobiety góralskie.

Na tronie francuzkim zasiadał wtedy Klodoweusz poganin, który miał za żonę Klotyldę królewnę Burgundzką chrześcijankę gorliwą, która wszelkiemi sposobami starała się małżonka nawrócić, lecz wszystkie jéj starania były próżnemi. Król tan znakomity wojownik, rozszerzając granice Francyi, w wojnie jaką prowadził z Niemcami i Szwedami, w wielkiém ujrzał się niebezpieczeństwie. W stanowczéj bitwie wojsko jego już miało iść w rozsypkę, gdy książe Orleański radny pan królewski, a który był chrześcijaninem, rzekł do niego: „Królu uwierz w Boga prowdziwego którego czci twoja małżonka, a wnet zwycięstwo odniesiesz.” Klodoweusz usłuchał téj rady i wśród wrzącéj walki wzniósłszy oczy i ręce do Nieba zawołał: „Jezu Chryste którego moja Klotylda wyznaje jako Syna Bożego, jeżeli dasz mi zwycięstwo uwierzę w Ciebie, i chrzest przyjmę.” Zaledwie tę modlitwę skończył, a los bitwy zmienił się nagłe. Francuzi jakby jaką niewidzialną siłą parci zwrócili się z zapałem na Niemców, którzy na głowę pobici, straciwszy króla który wojskiem dowodził, zdali się na łaskę i niełaskę Klodoweusza i lennikami jego pozostali. Klodoweusz po tém cudowném zwycięstwie odniósł drugie a nierównież dla niego i dla całéj Francyi szczęśliwsze, bo nad wrogiem dusz ludzkich. Spełnił uczynione Panu Bogu przyrzeczenie: został chrześcijaninem, pociągając do tego przykładem swoim i rycerstwo i cały lud francuzki.

Uszczęśliwiona z nawrócenia małżonka królowa, zawezwała świętego Remigiego aby przygotował Klodoweusza do Sakramentu Chrztu świętego i takowy mu udzielił. Pewnego wieczora gdy święty miał naukę do króla i wielu dworzan zgromadzonych w pałacowéj kaplicy królowéj, będącéj pod wezwaniem świętego Piotra Apostoła, nagle zstąpiła z nieba światłość tak wielka, że jaśniejszą wydawała się nad słońca, i dał się słyszeć głos z Nieba w te słowa odzywający się: „Pokój wam: nie trwóżcie się, a trwajcie w mojéj miłości.” Król królowa i wszyscy obecni rzucili się do nóg Świętemu, który nieprzerywając przemowy jaką miał wtedy, przepowiedział Klodoweuszowi wiele przyszłych wypadków tyczących się jego następców i całéj Francyi. Zapowiedział mu że państwo jego do wielkiéj dojdzie potęgi, lecz oraz ostrzegł że póty się przy niéj utrzyma, póki jego następcy i naród francuzki, wierni swojemu posłannictwu, wspierać będą Kościół i w téj swojéj powinności nie dadzą się wyprzedzić nikomu.

Wkrótce potém odbył się i chrzest Klodoweusza. Lud tłamnie zgromadzony w kościele czekał na niego, a zawiadomiony już dawno o cudownie odniesioném przez niego zwycięstwie nad nieprzyjacielem w skutek wezwania Imienia Chrystusowego i sam spragniony był przyjęcia wiary świętej. Przybył król otoczony orszakiem rycerzy i pierwszych panów dworu, prowadzony za rękę przez świętego Remigiego.

Gdy już zabrano się do świętych obrzędów spodobało się Panu Bogu uderzającym cudem objawić niejako iż władza królewska w tym narodzie z samego Nieba odbiera zatwierdzenie. Kiedy Arcybiskup miał już namaszczać Klodoweusza świętém Chryzmem czyli olejem poświęconym na to umyślnie, zdarzyło się że kleryk niosący z nim naczynie opóźnił się, niemogąc przedrzeć się przez ciżbę ludu zgromadzonego w kościele. Wtedy Arcybiskup się pomodlił, i ujrzano białą gołębicę nadlatującą, która w dziobie trzymała flaszkę pełną oliwy z nieba przysłanéj, złożyła je w ręce Remigiego i zniknęła napełniając kościół wonią przecudną. Cudowną tę flaszkę przechowano starannie, i oléj z niéj używano zawsze do namaszczania królów francuzkich gdy na tron wstępowali. Cud ten wielce pocieszył króla i jeszcze go bardziéj w wierze utwierdził, równie jak i wszystkich obecnych. Cały lud zgromadzony głośno zawołał: „i my wszyscy chcemy zostać chrześcijanami.” Arcybiskup zaś udzielając królowi chrztu świętego, gdy tenże schylał głowę pod wodę święconą, rzekł do niego: „Klodoweuszu poddaj kark twój pod jarzmo Chrystusa, i od tej chwili czcij tego któregoś dotąd prześladował, a prześladuj te bożki którym cześć oddawałeś.” Potém nadał mu imię Ludwika, które on pierwszy nosił z królów francuzkich, i stał się założycielem tego rodu długo i świetnie we Francyi panującego. Wraz z królem zostali chrześcijanami wszyscy Frankowie, a Klodowensz i wielu panów udzielnych francuzkich obdarzyło Remigiego wielkiemi posiadłościami, któremi on wzbogacił swój kościół Remiński, a w innych częściach kraju pozakładawszy dyecezye, uposażył je także i obsadził Biskupami. Papież bowiem święty Hormidasz zrobił go swoim legatem, upoważniając do zaprowadzenia w całym kraju Franków co potrzebném było do ustalenia kościoła i całej jego hierarchii. Zaopatrzony więc takiemi przywilejami, popierany powagą królewską, jak wielki Święty od całego narodu czczony, stał się on głównym Apostołem Francyi i założycielem monarchii chrześcjjańskiéj w tém potężném państwie. Długo jeszcze potém przyświecał Frankom swojemi cnotami, utwierdzał w wierze naukami i cudami licznemi, i nie ustawał w pracach apostolskich, chociaż w podeszłym wieku zesłał na niego Pan Bóg ślepotę; przed samą śmiercią wszakże wzrok odzyskał. Mając sobie objawiony dzień zgonu przyjął Sakramenta święte, a rzewnie żegnając otaczających go przyjaciół i duchownych, zasnął w Panu 13 Stycznia roku Pańskiego 545 mając lat siedemdziesiąt cztery.

Pożytek duchowny

Te słowa które święty Remigi wymówił do Klodoweusza gdy mu chrzest udzielał: „Nachyl kark swój pod jarzmo Chrystusa i czcij Tego któregoś dotąd prześladował, a prześladuj to coś czcił dotąd” zamykają w sobie całą treść tego, co każdy grzesznik szczerze się nawracający czynić powinien. Uważaj czy i tobie nie wypada do nich się zastosować, a jeśli tak jest nie zwlekaj! bo nie wiesz ani dnia ani godziny, w któréj stanąć ci przyjdzie na straszny sąd Tego, którego grzechami twojemi prześladujesz.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, aby błogosławionego Remigiego Wyznawcy Twojego i Biskupa czcigodna uroczystość, i przydała nam wzrostu w cnotach chrześcijańskich i zbawienie nasze zapewniła. Przez Pana naszego itd.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 838–840.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 785

Któż by nie podziwiał gorliwości, z jaką święty Remigiusz używał swych zdolności, czasu i władzy swego urzędu dla pozyskiwania Niebu dusz i mnożenia chwały Boskiej! Czyż może być coś piękniejszego nad taką pracę? I na nas ciąży obowiązek pozyskiwania dusz Niebu, a to z dwóch powodów:

  1. Z miłości ku Bogu. Wiemy przecież z katechizmu, jak drogie są Bogu dusze ludzkie, jak wysoko je ceni, co dla nich uczynił i co dzień czyni za pośrednictwem Kościoła. Stąd wynika, że nie możemy Bogu uczynić większej przysługi, jak wstrzymując bliźnich od grzechu, polecając im pokutę i zachęcając ich do umiłowania nade wszystko Boga. „Mniejszą ma zasługę – mówi święty Chryzostom – kto chłoszcze ciało, aniżeli ten, kto Bogu duszę pozyska; korzystniejsze działanie tego, kto ocala bliźnich, niż tego, co czyni cuda”. Świętą prawdę zamykają w sobie słowa świętego Grzegorza Wielkiego: „Żadna ofiara nie jest milsza Bogu od gorliwości w pozyskiwaniu dusz”.
  2. Miłość bliźniego wkłada na nas ten sam obowiązek. Pismo święte mówi: „Bóg nakazał każdemu troszczyć się o bliźniego”. Troska ta powinna daleko więcej dotyczyć duszy niż ciała i dóbr doczesnych, gdyż wartość duszy jest nieskończenie wyższa od wartości ciała. Gdy podróżny zabłądzi, każdy poczuwa się do obowiązku przestrzeżenia go i wskazania mu właściwej drogi. Czemuż tedy milczymy, gdy bliźni dopuści się czegoś, co wykracza przeciw moralności i czci powinnej Bogu? Słusznie żali się święty Bernard, pisząc: „Gdy upadnie osioł, znajdzie się, kto go podźwignie. Gdy upadnie nasz brat w Chrystusie, nikt mu nie poda ręki, aby mógł powstać”. A przecież nie brak sposobności do ratowania bliźnich. Módlmy się za nich rano i wieczorem, wstawajmy rychlej, aby pójść na Mszę świętą, przyjmujmy Komunię świętą na intencję bliźnich; bądźmy oszczędniejsi w wydatkach, aby odłożyć jakiś grosz na misje, a słodka nam będzie wdzięczność dusz, do których ocalenia przyczyniliśmy się w jakikolwiek sposób.
Tags: św Remigiusz z Reims „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup małżeństwo nawrócenie Francja
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.